Johann Jacob Volmer (* 1753 - +1836)
Johann Jacob (lub Jan Jakub) Volmer był jednym z najznamienitszych mieszkańców Międzyrzecza w końcu XVIII i pierwszej połowie XIX wieku. Sławę zyskał jako kupiec, przedsiębiorca i filantrop zarazem. Jego nazwisko znane było nie tylko w rodzinnym mieście i Wielkopolsce, ale także na terenach rozbiorowej Rzeczpospolitej, w Prusach, Rosji i dalej, aż do Chin.
Rodzina Volmera od dwóch pokoleń mieszkała w Międzyrzeczu. Jego ojciec – Christof Volmer również zajmował się rzemiosłem sukiennym i przez kilka kadencji był burmistrzem miasta (w latach 1772-1795). J. J. Volmer miał być lojalnym poddanym króla polskiego (co nie przeszkadzało później pruskim politykom stawiać go za wzór niemieckiego przedsiębiorcy), który 29 lipca 1791 r. uroczyście podpisywał akt Konstytucji 3 maja wespół ze starostą międzyrzeckim – Antonim Barnabą Jabłonowskim i 248 mieszczanami. Najbardziej znany był jednak jako kupiec sukienny.
Międzyrzecz aż do 1793 r. stanowił najdalej na zachód wysunięte miasto Rzeczpospolitej. Po tej dacie przeszedł pod panowanie pruskie. Liczył wtedy około 3,5 tys. mieszkańców. ¼ z nich zajmowała się tkactwem, używając ponad stu warsztatów. W latach 1793-1802 liczba tkaczy wzrosła siedmiokrotnie, a w 1804 r. było ich 760. Tak więc Międzyrzecz należał do najważniejszych ośrodków sukiennictwa w zachodniej części Poznańskiego. Sukiennicy, pracujący w domowych warsztatach korzystali z surowca kupowanego w okolicznych miejscowościach (m.in. w Zielonej Górze, Sulechowie, Świebodzinie, Trzcielu, Międzychodzie, Sulęcinie, Swarzędzu). Gotowe sukno sprzedawano kupcom rosyjskim (rosyjscy furmani całe tygodnie czekali w okolicach Międzyrzecza na zamówiony towar), którzy wywozili je do Rosji a nawet do Chin. Takie łączenie produkcji i sprzedaży wymagało nie lada umiejętności kupieckich i organizatorskich. W zajęciu tym prym wiódł właśnie J. J. Volmer. Skupował on największe ilości surowego sukna, utrzymując w tym celu w niektórych miastach swoich przedstawicieli (np. w Świebodzinie).
Sukno, które musiało przejść przez wiele rzemieślniczych rąk, m.in. postrzygaczy, przędzalników, tkaczy, farbiarzy, Volmer sprzedawał na pniu w Międzyrzeczu lub odstawiał na targi we Frankfurcie nad Odrą. Tą drogą towary te trafiały do Rzeczpospolitej, Mołdawii, na Litwę, Ukrainę i w głąb Rosji, a nawet do Chin. W Państwie Środka międzyrzeckie sukno znane było jako „Meseritzko” (pod taką nazwą funkcjonowało również zielono barwione sukno na wystawie rzemieślniczej w Berlinie w r. 1844). Trafiało tam drogą wiodącą przez Syberię do miejscowości Kiachta (Kachta), położonej na południe od jeziora Bajkał, na granicy Rosji z dzisiejszą Mongolią. Tu dostawę odbierali chińscy kupcy, sprawdzając czy towar oznaczony jest międzyrzecką sygnaturą Volmera – JJVM. W zamian, kupcy międzyrzeccy otrzymywali, oprócz pieniędzy, transporty herbaty. Ale to Rosja była najlepszym i najważniejszym rynkiem zbytu dla sukiennictwa wielkopolskiego. J. J. Volmer dostarczył w 1795 r. na eksport do Rosji 20 tys. postawów sukna, podczas gdy cała produkcja sukna w Kamerze Poznańskiej wyniosła 113 tys. postawów. Roczne obroty jego firmy sięgały w tamtych czasach 40-80 tys. talarów. Dzięki rozległym kontaktom handlowym Volmer organizował zbyt produkcji całego cechu międzyrzeckich sukienników. Wartość sprzedaży dochodziła do miliona talarów. Dzięki temu Volmer cieszył się szczególną pozycją w mieście.
Dzięki niej został przedstawiony wizytującemu swą nową prowincję królowi pruskiemu Fryderykowi Wilhelmowi II jako doskonały fachowiec i mąż godny zaufania, człowiek spokojny i niezawodny. Miał też kontakty z dyplomatą dworu w Berlinie, posłem pruskim w Polsce doby Sejmu Wielkiego Girolamem Lucchesinim, któremu król nadał w dzierżawę Międzyrzecz. Być może fakty te, choć przede wszystkim dobrze idące interesy sprawiły, że międzyrzecki kupiec był lojalnym poddanym pruskiej monarchii, a jej klęska w wojnie z Napoleonem jesienią 1806 r. nie wprawiła go, jak wielu innych mieszkańców Prus, w nastrój entuzjazmu. Choć pewnie tylko z racji niepewnej przyszłości dalszej koniunktury w interesach.
Jako bogatemu mieszczaninowi, przyszło mu gościć samego „boga wojny” – Napoleona Bonaparte, który z Berlina przez Międzyrzecz właśnie podążał do Poznania. Usytuowany w rynku wygodny, dwupiętrowy dom Volmera wybrał na kwaterę cesarski minister dworu – Caulaincourt. Bardzo skrupulatnie badał on warunki bezpieczeństwa cesarza. Zażądał np. sprawdzenia zawartości dużej szafy ściennej.
Pierwsze francuskie oddziały zawitały do Międzyrzecza 1 listopada 1806 r., a 26 listopada, w towarzystwie marszałka Berthiera oraz swej świty (w skład której wchodził egzotyczny mameluk Rustan), przybył sam Napoleon Bonaparte. O tym niezwykłym spotkaniu i nieszczęściu, do jakiego omal nie doszło przeczytajcie w artykule: „15 stóp od katastrofy”.
Po wyjeździe Napoleona z Międzyrzecza do Poznania, przez miasto przechodziły ciągnące na wschód wojska francuskie. Na dłużej zatrzymał się tu oddział pułkownik Targeta, mianowanego przez cesarza komendantem miasta. Pułkownik zajął pokoje na drugim piętrze kamienicy Volmera. Jako Alzatczyk doskonale znał język niemiecki, nie miał więc kłopotu z porozumieniem się z gospodarzami, szczególnie niezbyt towarzyskim Volmerem. Dzięki temu, a również, dzięki przejawianemu taktowi i dobroci, między Targetem a rodziną Volmerów zawiązała się nić sympatii i przyjaźni, szczególnie z córką Volmera Anną i jej damą do towarzystwa Hanną Röstel. Panie zapraszały pułkownika na obiady i kolacje, które przedłużały się na pogawędkach do późnej nocy. Dobre stosunki między Targetem a Volmerami uchroniły miasto przed normalnymi w takich warunkach gwałtami i nadużyciami ze strony kwaterujących w domach mieszczańskich żołnierzy francuskich. Miasto dotrwało więc we względnym spokoju do końca wojny lat 1806/1807.
Kończący wojnę traktat pokojowy z Tylży, zawarty między Napoleonem a carem Rosji Aleksandrem I, tworzył Księstwo Warszawskie. W jego granicach znalazł się również Międzyrzecz. Interesy tutejszych sukienników, tak dobrze rozpoczęte wizytą Napoleona, mogły dzięki wielkim potrzebom wojskowym rozwijać się nadal. I chociaż wydaje się, iż złoty okres sprzed Księstwa już się skończył, to nadal utrzymywano kontakty handlowe z Rosją, dostarczając tam sukno miejscowe, jak również sprowadzane z Prus, Westfalii i Francji. Największym dostawcą był oczywiście J. J. Volmer, który wszedł w skład, powołanej na podstawie wprowadzonego na podstawie francuskiego kodeksu handlowego, Rady Handlowej. Miała ona sprawować pieczę nad miejscowymi kupcami, reprezentując ich interesy, wraz z radami Leszna i Wschowy, wobec władz departamentu w Poznaniu. Jan Jakub Volmer został też z nominacji prefekta departamentu członkiem rady miejskiej Międzyrzecza.
Po likwidacji w 1815 r. Księstwa Warszawskiego, Międzyrzecz powrócił w granice Prus. Wysokie opłaty celne odgrodziły przemysł miasta od Królestwa Polskiego i Rosji. Wielu wielkopolskich i śląskich sukienników emigrowało do Królestwa, współtworząc m.in. łódzki okręg przemysłowy. Jan Jakub Volmer pozostał w Międzyrzeczu. Nie brał już udziału w pracach władz miejskich. W 1828 r., gdy burmistrzem był Moritz Adolph Heinrich Brown, w dziesięcioosobowej Radzie Miejskiej zabrakło nazwiska Volmera. Być może z powodu wieku, a być może nie był aż takim zagorzałym zwolennikiem władzy pruskiej w mieście i pamięć czasów napoleońskich zaszkodziła mu w politycznej karierze. Tak czy owak, zgromadzony wcześniej majątek pozwolił mu oddać się działalności dobroczynnej.
W 1819 r. przekazał 6000 talarów na budowę ewangelickiego szpitala (zbudowanego dopiero w 1853 r.). Wspierał też datkami szkołę i kościół ewangelicki, na którego budowę zebrano w sumie 33000 talarów. Dzięki fundacji Volmera i właściciela folwarku w pieskach – Augusta Schroedera udało się wybudować w tej wsi murowany kościół. Po pożarach, które nawiedziły miasto w latach 1824 i 1827, wszedł w skład komisji do spraw odbudowy budynków publicznych. Zamiast obowiązkowej dla wszystkich mieszczan składki wynoszącej 150 talarów, przeznaczył na ten cel ponad 3000 talarów. Imponował swoją, rzadko spotykaną u innych bogaczy, bezinteresownością. Określany mianem „ojca ubogich”, kazał podobno każdej zimy przywozić pod drzwi biedoty miejskiej drewno na opał. Rozdawał też niczym św. Mikołaj dary potrzebującym. W ostatnich latach swojego długiego życia wycofał się z interesów i osiadł w swoich dobrach w Pieskach.
Jan Jakub Volmer zmarł 21 maja 1836 r. Zmarł samotnie przeżywszy 83 lata, 8 miesięcy i 7 dni.. Pogrzeb kupca był wielkim wydarzeniem dla całej społeczności Międzyrzecza. Nie tylko sukiennicy ubolewali nad jego odejściem, ale wszyscy którym pomógł i z którymi się stykał. O jego wielkoduszności świadczył też testament. Volmer zapisał w nim poważne kwoty na rzecz swojego ukochanego miasta. Oto wykaz:
- 10000 talarów na utrzymanie kościoła ewangelickiego,
- 4000 jako dodatek do uposażenia pastorów
- 2000 na wdowy po pastorach
- 6000 na szpital ewangelicki
- 2000 na wyższe pensje dla ewangelickich nauczycieli
- 2000 na szpital katolicki
- 4000 na wspomniany już kościół w Pieskach
- 2000 na tamtejsze zgromadzenie pastorów
- 1000 na wyższe pensje dla tamtejszych nauczycieli
- 54000 na utrzymanie międzyrzeckich ubogich
- 2000 na szpital żydowski
W sumie było to 90000 talarów, a więc bardzo w owych czasach znaczna kwota. Volmer pochowany został na miejscowym cmentarzu ewangelickim, a jego pomnik czczony był jeszcze przez długie lata.
Z pewnością J. J. Volmer bardzo dobrze zapisał się w pamięci mieszkańców Międzyrzecza. Przez niemieckiego kronikarza Paula Beckera przedstawiany jako wzór przedsiębiorcy i wielki mecenas międzyrzeckiego rzemiosła. Dzięki jego kontaktom handlowym nazwę miasta słyszano poza granicami kraju, a nawet Europy. Rosyjski kupiec Isakov był pod takim wrażeniem sukcesu Volmera, że wzorując się na jego przedsiębiorstwie założył w 1832 r. fabryki sukna w guberni czernichowskiej, a pobliskiej osadzie nadał nazwę Mezerytz Nowe. Aż do roku 1945 stała w rynku kamienica, w której mieszkał, a na której widniała tablica upamiętniająca wizytę Napoleona w 1806 r.
Dzisiejsza ulica Chopina, przed wojną nosiła nazwę Volmerstrasse, a w 1937 r. niemieckie władze miasta, szukając za wszelką cenę dowodów na odwieczny germański charakter miasta proponowały zmienić jego nazwę na Volmerstadt! Na szczęście pozostano przy dawnej nazwie Meseritz czyli naszym kochanym polskim Międzyrzeczu.
Na koniec warto jeszcze wspomnieć, iż pomysł nazwania jednej z ulic Międzyrzecza imieniem J. J. Volmera zaproponował w opublikowanym na łamach Kuriera Międzyrzeckiego liście do burmistrza, ówczesny uczeń Gimnazjum nr 2 Michał Kwaśniewski (KM nr 3/2003). Propozycja ta zyskała poparcie (KM nr4,5/2003), jednak realizacji nie doczekała się do dziś. A szkoda…
|