Napoleon w Międzyrzeczu

 

NAPOLEON W MIĘDZYRZECZU,
CZYLI 15 STÓP OD TRAGEDII
 
14 października 1806 r. cesarz Napoleon Bonaparte pokonał w bitwach pod Jeną i Auerstaedt wojska pruskie. Pod Jeną 56-tysięczna armia Napoleona rozbiła doszczętnie 72-tysięczną armię księcia Hohenlohe. Ponad 12 tysięcy Prusaków poległo lub zostało rannych, a przeszło 15 tysięcy pomaszerowało do francuskiej niewoli. Zdobycz wojenna była również imponująca - 200 armat i 30 sztandarów. Z kolei pod Auerstädt marszałek Davout praktycznie przesądził o losie wojny. Tutaj 28 tysięcy napoleońskich żołnierzy pokonało i zmusiło do odwrotu około 60 tysięcy żołnierzy pruskich - ponad 13 tysięcy poległych i rannych oraz przeszło 3 tysiące jeńców, a także 115 armat. Rozpoczął się pościg za pobitą armią pruską Fryderyka Wilhelma III, która kapitulowała teraz całymi regimentami i dywizjami. Padł Berlin i Magdeburg. W ciągu 39 dni błyskawicznej kampanii dumna niegdyś armia pruska została starta na proch. Jeden z zaborców został całkowicie pokonany. Marzenie Polaków o odtworzeniu własnego państwa stało się bardzo realne.
Napoleon wezwał do siebie generała Jana Henryka Dąbrowskiego i polecił mu wydać odezwę do Polaków, odezwę która miała sprawić, że Polacy chwycą za broń.
Napoleon mówił, że od postawy Polaków na terenie zaborów zależą dalsze posunięcia francuskie. Powiedział wówczas, że zobaczy, czy Polacy godni są być narodem.
Przyjazdu Napoleona do Międzyrzecza spodziewali się wszyscy, w końcu było to przed zaborami najdalej na zachód wysunięte miasto polskie. Jednak zanim Cesarz Francuzów  zawitał do miasta poprzedziły go forpoczty wojsk francuskich pod dowództwem gen. Exelmana.
1 listopada 1806 r. właściciel majątku ziemskiego w południowej części miasta – Kasel Weiuhard Kiutzel wybrał się na poranną przejażdżkę konną starym traktem frankfurckim ku Kęszycy i dalej do Kurska. Jako człowiek wykształcony i interesujący się polityką rozmyślał o ostatnich wydarzeniach, a szczególnie o klęsce Prus.
Wiedział o pobycie Napoleona w Berlinie i jego zamiarach marszu ku Poznaniowi i Warszawie. Nagle od strony Kurska, z drogi leśnej wyłonił się oddział Francuskich strzelców konnych!
Kiutzel natychmiast zawrócił i galopem udał się w kierunku miasta. Przy wjeździe do miasta napotkał ludzi wychodzących z karcz­my pod „Złotymi Lwami". Krzyknął więc do nich: „Wojska francuskie, napoleońskie będą za chwilę w Międzyrzeczu!. Są już na górach kę­szyckich". Wkrótce widziany przez Kiutzla oddział kawalerii stanął przy karczmie, a jego dowódca – Exelman (Alzatczyk z pochodzenia) zapytał po niemiecku: „Co to za budowle wi­ doczne są za karczmą? Kilku z nich odpowie­działo : „To jest stary polski zamek". Za chwilę dowódca dał rozkaz „Zsiąść z koni!" i jeźdźcy wy­prowadzili konie na przyległą łąkę oraz pola. Żołnierze rozbili obóz. Rozebrali drewniane płoty otaczające zamek i przygotowali ognisko. Mieszkańcy Międzyrzecza, myśląc że to pożar, natychmiast wyprowadzili „sikawkę”. Obawiali się, że płoną stodoły przy frankfurckim trakcie. Kiedy okazało się że to biwakujący Francuzi, zapanowało radosne poruszenie. Exelman kazał prowadzić się do burmistrza Carla Browna. Zażądał od niego przygotowania dla żoł­nierzy 800 strawnych zup, 800 porcjimięsa, 10 ton piwa, 5 ton wina, dla 800 koni owsa i siana. I to szybko! A do odjazdu przygotować jeszcze: 20 zielonych płaszczy. 2 par butów, 40 par ostróg. Zapłatę za wydane żołnierzom pro­dukty miasto miało otrzymać z kasy cesarskiej w Poznaniu. Oficerowie przenieśli się do zamku, gdzie zostali wspaniale ugoszczeni przez międzyrzeckich kupców (pewnie i Volmer był miedzy nimi…). Wznoszono liczne toasty za szybkie po­wołanie w Warszawie polskiego państwa. Szybko jednak wojska francuskie ruszyły dalej, na Poznań, aby przygotować grunt do przybycia cesarza.
Napoleon przybył do Międzyrzecza 26 listopada około czwartej po południu. Towarzyszyła mu świta, wśród której byli marszałek Alexander Berthier i egzotyczny mameluk Rustan. Zatrzymawszy się na kwaterze w domu Volmera (najobszerniejszym budynku, najbogatszego w końcu kupca), cesarz zażądał widzenia z jego gospodarzem. Volmer niezbyt palił się do rozmowy z cesarzem i wysłał przed jego oblicze swego zarządcę Buchholza. Zirytowany takim przyjęciem Napoleon wysłał po zamkniętego z żoną i córka kupca Buchholza w towarzystwie kilku gwardzistów. Takiego „zaproszenia” nie dało się już zignorować, więc Volmer „ze ściśniętym sercem” wszedł na piętro zajmowane przez cesarza i przedstawił się jako właściciel kamienicy. Napoleon, o dziwo, zamiast zrugać niegościnnego kupca, rozpoczął rozmowę o interesach. Tłumaczył Buchholz. Zacytujmy tę rozmowę, którą uwiecznił Engelbert Hertel w czasopiśmie „Aus dem Posner Lande”:
„- Jakim interesami się pan zajmuje? – zapytał cesarz.
- Handlem suknem do Rosji.
- Ilu ludzi zatrudnia pańska fabryka?
- Żadnego – odpowiedział Volmer – bo w okolicznych miastach mieszkają przeważnie sukiennicy i od nich skupujemy sukno.
- Jaki jest rozmiar takiej sztuki sukna i jaka jest najniższa cena?
- Sztuka sukna to 24 łokcie, a cena wynosi 24 talary.
Cesarz po chwili zastanowienia zwrócił się do Berthiera:
- 24 talary, ile to jest franków?
- Sto franków Wasza wysokość – odparł Berthier.
- Każcie mi przynieść, drogi Berthier, płaszcz noszony przez piechura, a wy panowie, przynieście mi taka sztukę sukna i rozłóżcie ja na tym dużym stole.
Buchholz rozłożył szybko sukno i odmierzył je płaszczem. Po chwili stwierdził, że jedna sztuk sukna wychodzi na uszycie czterech płaszczy. Napoleon wyraźnie zadowolony powiedział radosnym tonem:   
 - Dostarczy mi pan 10 000 takich sztuk sukna!”
Zaskoczony nieoczekiwaną propozycją Volmer zaczął tłumaczyć, że jest w stanie dostarczyć tylko 2000 sztuk materiału. Cesarz rozkazał więc Berthierowi wystawić asygnatę na cesarska kasę wojenną w Poznaniu, aby Volmer mógł podjąć należną kwotę po dostarczeniu zamówienia. Buchholz wyraził jednakże pewne obawy, co do wartości tego rodzaju asygnat w czasie trwającej wojny, w związku z czym cesarz opatrzył je własnoręcznym podpisem. O tym, jakie były dalsze losy zawartej transakcji, niestety źródła nie informują.
Tymczasem, następnego dnia, życie Napoleona znalazło się w niebezpieczeństwie. Międzyrzecki urzędnik podatkowy, a jednocześnie gorący patriota pruski – Friedrich Wilhelm Sprengepiel, postanowił zgładzić francuskiego tyrana, mszcząc w ten sposób niedawne klęski swojej ojczyzny. Dowiedziawszy się o miejscu postoju cesarza, pożyczył od mistrza murarskiego Buttela rusznicę i zaczaił się z nią w celi aresztu międzyrzeckiego ratusza. Od kamienicy Volmera dzieliło go 15 stóp (tj. około 5 metrów). Zdeterminowany czekał na odpowiedni moment. Wtedy odnalazł go wspomniany Buttel i jął przekonywać o zgubnych dla miasta skutkach takiego zamachu. Zrobił to w ostatniej chwili, gdyż Napoleon właśnie opuszczał swoją kwaterę. W tym czasie do miasta wkraczały też liczne oddziały francuskie, więc Sprengepiel odstąpił od realizacji swego planu. Cesarz bezpiecznie opuścił miasto i udał się w drogę w kierunku Poznania.
Czy Sprengepiel miał szansę zastrzelić Napoleona? Być może. O ile historia ta jest w stu procentach prawdziwa. W końcu na Napoleona przygotowano w sumie, jak oceniają historycy, od 40 do 60 zamachów ( w tym na ziemiach polskich jeszcze w Kamieńcu gm. Susz na Warmii i w Głogowie w grudniu 1812 r.). Na szczęście nazwa naszego miasta nie musi fatalnie figurować w historii jako miejsce śmierci „boga wojny”, tak jak Wyspa św. Heleny. 
Po wyjeździe Napoleona przez Międzyrzecz przetaczały się wciąż nowe oddziały francuskie, a miasto stało się wielkim obozem wojskowym. Na szczęście Napoleon mianował dowódcą garnizonu miejskiego Alzatczyka – płk. Targeta. Oficer zamieszkał w kamienicy Volmera, na 2 piętrze, tam gdzie wcześniej goszczono Napoleona. Stosunki między uprzejmym, taktownym Targetem a jego gospodarzami układały się dobrze. Jednakże w sylwestra 1806 r. wszystko mogło ulec zmianie.
We wszystkich zajazdach i karczmach w mieście i na przedmieściach francuscy żołnierze hucznie świętowali odejście starego – pełnego zwycięstw roku, a nadejście nowego, być może równie szczęśliwego. Bawiono się również w domu Volmera przy ciastach, winie i trunkach sprowadzonych przez komendanta z Paryża.
Parę godzin po północy, gdy miasto pogrążyło się już we śnie, wybuchł pożar na zapleczu piekarni. Kryte gontami dachy i bezśnieżna zima sprzyjały niebezpieczeństwu rozprzestrzenienia się pożaru. Na szczęście obudzony krzykami Target szybko zorganizował akcję gaśniczą. Żołnierze francuscy wraz z mieszczanami wzięli się za walkę z żywiołem, rzucając nawet napełnione wodą butelki po winie na gontowe dachy aby je zmoczyć. Nad ranem pożar ugaszono, a spaleniu uległo tylko kilka domów.
Gdy komendant Target wracał konno na kwaterę w domu Volmera, został zaatakowany prze pijanego mieszczanina – woźnicę i byłego pruskiego podoficera Golza, który nie dość, że naubliżał pułkownikowi (krzyczał: „Wy przeklęci Francuzi, nie będziecie nam rozkazywać!”), to jeszcze podczas szarpaniny usiłował go zasztyletować (inna wersja oskarża o zamach szynkarza Jekla). Żołnierze obezwładnili napastnika i skutego poprowadzili na zebrany na gorąco sąd wojenny. Nowy Rok zaczął się więc w Międzyrzeczu nieszczęśliwie – najpierw pożar a teraz sąd i wyrok śmierci na jednym z mieszczan. Na rynku przed domem Volmera saperzy francuscy wznieśli szubienicę. Wokół zgromadziły się tłumy mieszczan (najwięcej kobiet), burmistrz Brown, Rada Miejska, proboszcz parafii św. Jana Hannich, dwóch pastorów ewangelickich i radca sądowy. Skazańcowi odczytano po niemiecku wyrok i założono pętlę na szyję. Lecz nagle wśród zgromadzonych na rynku kobiet wybuchł lament i płacz. Proszono Targeta o litość dla niedoszłego zamachowca. Również kobiety z domu Volmera przyłączyły się do tych próśb. Ulitował się więc i zmienił wyrok na kije. Golza odcięto od szubienicy i na snopku słomy, z powrozem na szyi, tak długo okładano kijami, aż Target powiedział – dość, po czym polecił zawieść niedoszłą ofiarę do lazaretu. Sytuacja wróciła do normy.
Rok 1807 okazał się jednak dobrym rokiem. Francuzi opuścili miasto, a daleko w Tylży zadecydowano o powstaniu Księstwa Warszawskiego, które swymi granicami objęło również Międzyrzecz. Część Niemców opuściła granice nowego państwa, a Polacy z naszych okolic zaciągali się do wojska polskiego. Radość Polaków i nadzieje na odbudowę państwa nie trwały jednak długo – w styczniu 1813 r. do miasta dotarły pierwsze oddziały pokonanej Wielkiej Armii, a wkrótce pojawili się Kozacy. Międzyrzecz wracał pod panowanie zaborcy.
 
Ankieta
 


Czy chcielibyście, aby w waszym mieście była ulica Jana Jakuba Volmera?
Tak
Nie
Trudno powiedzieć

(Pokaż wyniki)


Strony o Międzyrzeczu
 
GMINA MIĘDZYRZECZ

URZĄD GMINY

MIĘDZYRZECZ

STAROSTWO POWIATOWE

O MIEŚCIE

MUZEUM

STRONA GŁÓWNA ZAMKU

ZAMEK

OPIS ZAMKU

MKS ORZEŁ MIĘDZYRZECZ - sekcja piłkarska

MKS ORZEŁ MIĘDZYRZECZ - sekcja siatkarska

ATRAKCJE

GALERIA

MAPA

PLAN MIASTA

KOŚCIÓŁ PW. ŚW. JANA

KOŚCIÓŁ PW. ŚW. WOJCIECHA

MRU

SZPITAL OBRZYCE

ARTYKUŁ O MIEŚCIE (WIKIPEDIA)

ARTYKUŁ O GMINIE (WIKIPEDIA)

BLOG
Prezentacje do pobrania
 
Prezentacja o sykiennictwie

Jan Jakub Volmer
 
Stronę odwiedziło już 33541 odwiedzających
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja